 |
Smok stoi na polanie, w pełnym świetle dnia. Rozgląda się trochę bezradnie, nie wiedząc w którą stronę ruszyć.
SMOK - I co teraz? Na prawo czy na lewo? Pan Turkuć był bardzo uprzejmy, ale niestety nie potrafił mi powiedzieć, gdzie mam się dalej skierować. Ale zaraz... (patrzy w lewo) Tam z dala widzę mrowisko. Stamtąd przyszliśmy, więc chyba nie ma sensu wracać. Zatem w drugą stronę! Może spotkam kogoś, kto widział mojego drogiego Karalucha.
Rusza na prawo. W tym momencie spod jego nóg rozlega się głos Skoczogonka.
SKOCZOGONEK - Uważaj, wielgusie!
SMOK - Oj, kto to mówi?
Z trawy gramoli się Skoczogonek. Jest znacznie mniejszy od Smoka.
SKOCZOGONEK - To ja, Skoczogonek. Prawie mnie rozdeptałeś! To, że ktoś jest mały, nie znaczy, że można go sobie, ot, tak deptać, kiedy tylko przyjdzie ochota!
SMOK - Przepraszam, ja niechcący...
SKOCZOGONEK - Jeszcze tylko tego brakowało, żebyś chciał mnie naprawdę rozdeptać! Wiem, wiem, każdy wielgus jest taki sam - pędzi, pod nogi nie patrzy, roztrąca wszystkich po drodze. A może ja też bym chciał sobie pobiegać? Może też mi się spieszy?
SMOK - Ja naprawdę nie chciałem nikomu zrobić krzywdy. Po prostu bardzo się niepokoję o mojego przyjaciela.
SKOCZOGONEK - Pewnie drugi taki sam wielgus jak ty. Ale już dobrze, dobrze... A co się stało?
SMOK - Zginął mi z oczu, kiedy uciekaliśmy przed jednym Szerszeniem w żółtej koszulce w czarne paski. Chciał nas zjeść.
SKOCZOGONEK - Zadarliście z Szerszeniem? O, z nim to nie ma żartów. Łobuz, jakich mało! Ale, ale, słyszałem, że ktoś dał mu w kość. A właściwie dwóch ktosiów. Szerszeń zaczepiał ich, nie dał spokojnie przejść i w końcu rzucił się na nich. A oni myk, myk - w dwie strony, zanim zdążył któregoś złapać. I tak gruchnął o ziemię, że już nie ma ochoty nikogo więcej zaczepiać. Trzyma się tylko za głowę i jęczy. To nie wy czasem go tak urządziliście?
SMOK - No, tak jakby my. Ale to przypadkiem...
SKOCZOGONEK - Może i przypadkiem. W każdym razie gratuluję. Nikomu się jeszcze nie udało usadzić tego Szerszenia. A ten twój przyjaciel to kto?
SMOK - Właśnie chciałem zapytać, czy może go nie widziałeś? To Karaluch.
SKOCZOGONEK - Karaluch! A, to trzeba było tak od razu mówić. Wielgus, ale przyzwoity - nie zdarzyło się jeszcze, żeby kogoś małego rozdeptał czy zjadł - nawet przypadkiem. Przykro mi bardzo, nie widziałem go od wczoraj. Ale też i wróciłem dopiero niedawno. Może moja żona coś by na ten temat wiedziała. Ej, mała, nie widziałaś może ostatnio Karalucha?
SKOCZOGONKOWA (wychyla się zza Skoczogonka) - Pędził tędy jakiś czas temu, jakby go ktoś gonił. A dlaczego pytasz?
SKOCZOGONEK - To nie ja, to ten wielgus tutaj... Przepraszam, jak masz na imię, bo nie dosłyszałem?
SMOK - Jestem Smok.
SKOCZOGONKOWA - Smok? Tak jakbym od kogoś coś słyszała. Chyba Mysiogonkowa coś mi mówiła. Smok i Karaluch? Tak, na pewno coś wspominała.
SKOCZOGONEK - Ech, te plotkarki! Lepiej powiedz, gdzie ten Karaluch pobiegł.
SKOCZOGONKOWA - A, Karaluch! Pobiegł w tamtą stronę. (pokazuje na prawo)
SMOK - Ogromnie dziękuję!
SKOCZOGONEK - Nie ma za co, najpierw go znajdź. Ale cieszę się, że mogliśmy pomóc. Raczej rzadko ktoś nas prosi o pomoc. Za mali jesteśmy. Ale ja sobie specjalnie nie krzywduję.
śpiewa
Chociaż jestem całkiem mały Rzec by można, że nieduży Ja nie martwię się rozmiarem Całkiem nieźle on mi służy
Bo najlepiej jednak być całkiem malutkim co ma małe troski i niewielkie smutki
Dużo miejsca mi nie trzeba Mało jem i mało piję jestem mało kłopotliwy mało chudnę mało tyję
Bo najlepiej jednak być całkiem malutkim co ma małe troski i niewielkie smutki
Żona moja jak okruszek Dzieci także całkiem tycie A ja jestem Skoczogonek Taki, jak mnie tu widzicie
Bo najlepiej jednak być całkiem malutkim o ma małe troski i niewielkie smutki
|
Comments powered by CComment