aniol

Dokąd piegża cię niesie, tam łopaty łosi
jeszcze wróżą poranek, zanim nie zakwitnie
bursztynowy pąk słońca w rozstrzeleniu powiek
z nurtów zastygłych ulic jesień się podnosi

Mężczyźni schodzą w ziemię, srebra toną w stawie.
Rzęsa zabliźnia rany. Staw faluje zmierzchem.

Sen gęstnieje nad ranem, piegża pióra stroszy
szpary lufcikom dane podchodzą ulicą
czekam, kiedy od wschodu niebo sczerwienieje
po zwrotnicach tramwajów rdza się rozpanoszy

Comments powered by CComment


Copyright © 2004-2017 Jacek Dobrzyniecki.
Zawartość strony jest dostępna na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 2.5 Polska
licencja
Wykorzystanie odmienne od warunków licencji wymaga kontaktu z autorem
Stworzone dzięki Joomla!. Valid XHTML and CSS.