|
Nad ranem głuchoniemi zaczynają taniec Skaczą z okna do okna w rytm marsza żuawów. Bramy powoli gasną, szyby chłoną ciemność. Niesie się echo gestów przedwczesną ulicą.
Popraw się więc w fotelu, oczu nie przymykaj, płacisz - musisz korzystać, południe daleko. Teraz jeszcze po murze spływa kropla świtu Gdy zdążysz ją pochwycić - poparzy Ci palce.
Lecz spróbuj zostać tutaj, gdzie wciąż się odbywa przejście pomiędzy czernią a bielą nagości pozostanie Ci cisza rybiego szkieletu na półmisku zbłąkanych klika drżących ości.
To pora odpowiednia początku krucjaty kiedy dzieci się budzą, a dorośli znikli zagubieni w oddechach, liczbach i poduszkach.
Dzieci więc teraz tańczą, stroją rybie miny, przypatruj im się dobrze - wiesz przecież, jak cieszą podrygi głuchoniemych chłopców i dziewczynek
Gdy zaciągi gotowe - na pomoc pospieszą dziewicom z butaprenu, świętym z gutaperki, wymachując pięściami, mrugając oczami krzyczą na modłę dorszów, biegną w rozmodleniu. Na kolanach osiada błoto spod zakrystii, brzęczą kwestarskie puszki do rąk przyspawane, Różyczka stoi w wieńcu, kłaniamy się księdzu, nam głos już niepotrzebny - gardła popękane.
Nadal siedzisz wygodnie? To dobrze, kochanie, krucjata rwie do przodu, podskakują główki. Tarza się po pościeli diabeł rozhulany
Ostatni maruderzy wychodzą na miasto
|
Comments powered by CComment