karn

Nad ranem głuchoniemi zaczynają taniec
Skaczą z okna do okna w rytm marsza żuawów.
Bramy powoli gasną, szyby chłoną ciemność.
Niesie się echo gestów przedwczesną ulicą.

Popraw się więc w fotelu, oczu nie przymykaj,
płacisz - musisz korzystać, południe daleko.
Teraz jeszcze po murze spływa kropla świtu
Gdy zdążysz ją pochwycić - poparzy Ci palce.

Lecz spróbuj zostać tutaj, gdzie wciąż się odbywa
przejście pomiędzy czernią a bielą nagości
pozostanie Ci cisza rybiego szkieletu
na półmisku zbłąkanych klika drżących ości.

To pora odpowiednia początku krucjaty
kiedy dzieci się budzą, a dorośli znikli
zagubieni w oddechach, liczbach i poduszkach.

Dzieci więc teraz tańczą, stroją rybie miny,
przypatruj im się dobrze - wiesz przecież, jak cieszą
podrygi głuchoniemych chłopców i dziewczynek

Gdy zaciągi gotowe - na pomoc pospieszą
dziewicom z butaprenu, świętym z gutaperki,
wymachując pięściami, mrugając oczami
krzyczą na modłę dorszów, biegną w rozmodleniu.
Na kolanach osiada błoto spod zakrystii,
brzęczą kwestarskie puszki do rąk przyspawane,
Różyczka stoi w wieńcu, kłaniamy się księdzu,
nam głos już niepotrzebny - gardła popękane.

Nadal siedzisz wygodnie? To dobrze, kochanie,
krucjata rwie do przodu, podskakują główki.
Tarza się po pościeli diabeł rozhulany

Ostatni maruderzy wychodzą na miasto

Comments powered by CComment


Copyright © 2004-2017 Jacek Dobrzyniecki.
Zawartość strony jest dostępna na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 2.5 Polska
licencja
Wykorzystanie odmienne od warunków licencji wymaga kontaktu z autorem
Stworzone dzięki Joomla!. Valid XHTML and CSS.